"Nie sądziłem, że ta miłość kiedyś wygaśnie. Miałem nadzieję, że to tylko taniej produkcji horror, jakiś koszmar.... Zaraz się obudzę... Ona będzie przy mnie, prawda?"
Próbowałem hamować, próbowałem. Ta ciężarówka, dwa obroty, barierki, dźwięk tłuczonego szkła, krzyk, ciemność...
*Jak? Isabella Cabot. Ok., Dawaj, prokurator przyjechał, wpisuj do, zabieramy go do, karty zgonu, szpitala na Long Street 21, obudził się, długość hamowania, jedziemy, niemożliwe, podajcie tlen, spada, zamknął oczy, ciśnienie, akcja serca... szybciej...*
Ale co to za... światełko? Aaaa, razi, co się dzieje? Nie mogę się ruszyć, nie mogę otworzyć oczu... Jestem taki śpiący...
*4 Dni Później*
- Budzi się. Zawołajcie doktora!
- Już pędzę.
- Harry, wszystko będzie dobrze, jestem przy tobie.
Co to za odgłosy? Jestem pod wodą? Tak. Chyba tak. Ja chyba tonę! Mogę poruszać powiekami, ale nie mogę otworzyć oczu. Są takie strasznie ciężkie, takie leniwe. Dziwne uczucie. Ratunku! Nie mogę otworzyć ust. Nie potrafię oddychać? Nie mogę złapać powietrza!
- Doktorze, dusi się!
- Podajcie tlen! Tlen!
*2 Dni Później*
- A to też pamiętasz? Noo, haha. Byliśmy wtedy w lesie. Tak. Powiedziałeś, ze uzbieramy tyle grzybów, że nie zmieszczą się w koszyku. Zabrałeś trzy siatki, potem, wz... - Znałem ten głos, bardzo dobrze go znałem. Ciepły, miły głos...
*Następnego Dnia*
*Oczami ciotki Dafne*
Mam 56 lat i niejedno w życiu przeżyłam. Śmierć brata, męża i pochówek rodziców, odejście żony mojego kuzyna, który z najbliższej rodziny pozostał mi jako jedyny. I Harry - jest teraz dla mnie prawie jak rodzony syn. Nie mam własnych dzieci. Przez całe życie skupiałam się na karierze. Byłam fizykoterapeutą dziecięcym. Pomagałam innym dzieciom stanąć na nogi, ale nie miałam własnych, czego teraz bardzo żałuję i nie przeżyłabym, gdyby coś stało się Harry'emu. Uff, nie - 'wszystko będzie dobrze' pomyślałam wciągając spokojnie powietrze i wachlując twarz dłonią, kiedy moje poczynania przerwało ciche pukanie do drzwi sali. Do środka wszedł dr Hillson. Zapoznał mnie ze stanem chłopaka i poinstruował jak mam się zachować w razie, gdyby ten odzyskał przytomność.
- Tak, tak - rozumiem przytaknęłam utwierdzając go co do mojego stwierdzenia.
- No ale jakby nie patrzeć: Pan Styles miał na prawdę wielkie szczęście. Szkoda dziewczyny ... Młoda... Całe życie miała przed sobą.
- Bella... Ona... To była ukochana Harry'ego. Doktorze, jak on to przyjmie..? Poradzi sobie? Jak? Ja nie wiem... Ja nie wiem...
- Proszę być dobrej myśli... w razie potrzeby - w szpitalu mamy psychologa. Nasi pacjenci są objęci profesjonalną i na prawdę - zapewniam Panią - dobrą, życzliwą opieką. Proszę się o nic nie martwić.
*Następnego Dnia*
*Oczami Harry'ego*
8:47 - Co tu robi ten zegar? Powinienem powiedzieć Belli, żeby go przestawiła. Wow! Wow! Zaraz! Przecież my nie mamy takiego zegara... Ani białych ścian.
Pare minut upłynęło, nim uświadomiłem sobie, że wcale nie jestem w naszym domu - byłem w Szpitalu. Następne pare, nim spostrzegłem te wszystkie kabelki podłączone do mojego ciała i jeszcze kilka krótkich chwil, kiedy przypomniałem sobie... No właśnie. Co przypomniałem? A co jeszcze miałem przypomnieć? Jedyne co mam w pamięci to to, że wyjeżdżaliśmy z Doncaster do domu w Bradford. Pokłóciliśmy się w drodze? Mieliśmy wypadek? Przed oczami staje mi jeden obraz - twarz Belli. Twarz, której wyrazu nie potrafię rozszyfrować. Potem mam jakieś przebłyski. Coś o doktorze? Grzybach. Czułem jakbym się topił. Nie mogłem złapać tchu. Byłem nieprzytomny. Ile? Dzień? Dwa? Tu była mama? Ktoś rozmawiał o lesie, grzybach, szczęściu, Isabelli...
- BELLA ! - Nagle cudem udało mi się wydobyć okrzyk. Okrzyk pełen niezrozumienia. Domagający się odpowiedzi. Co z nią? Gdzie ona jest? Czy ktoś mnie tu słyszy? A może tylko mi się wydaje, że krzyczę. Może to niemy krzyk?
- Bella, Bella ! Co jest? Bella, aniołku, słyszysz mnie? - Ponowiłem próbę i potem trochę tego żałowałem. Znowu ciężko mi się oddychało. Ciężej, coraz ciężej. Byłem przerażony jak nigdy wcześniej, zacząłem wić się na łóżku. Euforia. Nagle do pokoju wbiegła pielęgniarka i facet w białym kitlu.
- Dożylnie. - Poinstruował młodą blondynkę i zwrócił się do mnie:
- Spokojnie, otrzyma pan środki uspokajające i uśmierzające. Spokojnie. Wszystko w porządku. - Te słowa mnie uspokoiły. A może nie. Nie, to nie słowa. To jakiś płyn rozwierał mi teraz żyły i to on dawał ukojenie i w pewnym stopniu otępienie. Poczułem zawirowania w głowie, Mój oddech zwolnił. Mimowolnie stawałem się coraz spokojniejszy, mój umysł trzeźwiał. Przymknąłem na chwilę ciężkie powieki, ale nie poddawałem się. Nie mogłem teraz zasnąć, więc natychmiast otworzyłem je z powrotem. Wziąłem głęboki oddech.
- Chce pan usiąść? - Poczułem rękę lekarza na moim ramieniu i podniosłem się, a pielęgniarka poprawiła białe, puchowe poduszki. Po chwili uchyliła okno i chłodny powiew wiatru wpadający do sali owinął się wokół mojego ciała, które przeszedł lekki dreszcz. Przyjemny dreszcz. Przez rozchylone zasłony wleciały leniwe pojedyncze promyki słońca, zgadywałem, że jest tuż przed południem. Były delikatne, ale mimo to, kiedy rozejrzałem się po pomieszczeniu mogłem dostrzec, że nie jest takie puste i obskurne jak to bywa w szpitalach. Ten ozdabiały jasno-kremowe szafki, pomarańczowe króciutkie zasłonki, a na łóżku leżał czerwony koc. Nad drzwiami wisiał krzyżyk i kiedy tylko go ujrzałem w myślach poprosiłem Boga o pomoc, mimo, że nie należę do najbardziej pobożnych ludzi. Niech z Bellą będzie wszystko dobrze.
- ... No i to ciśnienie, ale to już mamy pod kontrolą. Jeśli chodzi o kości - wszystko w porządku. Ma pan tylko liczne zadrapania i zwichniętą rękę. - Tak, zauważyłem bandaż. Trochę boli, ale przestanie.
- Co z Bellą?
- No właśnie. - Zrobił poważną minę. Taką, jakie robią, kiedy przekazują rodzinom złe wieści. Wiem, bo oglądałem serial 'Lekarze z Doncaster'. No ale kto ich nie oglądał? Miał na prawdę sporą rzeszę widzów.
- Niestety, panna Cabot poniosła śmierć na miejscu wypadku. Nie mogliśmy nic zrobić, była... - Nic już nie słyszałem, nic do mnie nie docierało.Poczułem dziwne ukłucie w sercu, tak strasznie boli. Ona nie mogła odejść na zawsze. Zaraz wróci, prawda? To nic takiego. Zaczekam. Nie! Ona umarła! Styles! Umarła! Nic nie zrobisz. Jebany Harry Kurwa, zabiłeś ją!
Zacząłem krzyczeć, że to nie prawda, że się pomylili. Jakby to coś miało pomóc. Jak mantrę powtarzałem jej imię. Bella, Bella... Ale to już nic nie zmieni...
Nie pamiętam, ale wyrwałem wtedy chyba z jakąś garść włosów, ciągnąc z nerwów za loki, owijając je ręką. Zacisnąłem zęby, oczy, pięści - moje ciało było strasznie spięte. Otrzymałem kolejną dawkę wybawiającego leku i wtedy już tylko odpłynąłem w niezliczone krainy Morfeusza.
~~
Cześć, cześć ;D
Ten rozdział... Hmm... Może trochę dziwny. Inaczej napisany, ale mam nadzieję, że się Wam choćby trochę spodobał.
Po pierwsze - to na początku - to takie urywki rozmów między lekarzami i świadkami na miejscu wypadku. No i wgl potem Styles jest w śpiączce i czasem słyszy co się do niego mówi... :)
Po drugie - Harry wspomina, że słyszał matkę - wyjaśnię, że miał taką nadzieję, no ale to była ciotka Dafne, c'nie? xd Chodzi mi o to, żebyście nie pomyśleli, że się jakoś nie trzymam faktów czy coś. ;pp
Po trzecie - baardzo dziękuję za komki pod poprzednią notką. *u*
Po czwarte - czy Wy też tak cieszycie się, że to już ostatni wolny piątek? ;D
Dobra, dobra... Mój entuzjazm jest taki udawany xd
Po piąte - Pezz, przepraszam, no ale.. Ten wypadek był w planach ;/ xd
Po szóste - przepraszam, że zajmuję Wam tyle czasu.
Teraz spotkamy się już w roku szkolnym, sooł... Do zobaczyska ! ♥
~~ Lots Of Love <3