"Myśli - rozsypane puzzle. Któregoś brak, któregoś trafił szlag. Jak ułożyć układankę, której kluczowym elementem jest Twój plan? Nie znany mi jeszcze plan..."
Tysiące myśli... Zawirowań. Co ja tak właściwie robię? Ruszyłem nogą odgarniając setki małych kryształków, które zasłoniły granatową podłogę zaraz po tym, jak śliska szklanka wypadła z moich niezdarnych rąk. Stłuczona, już jej nie posklejam. Zupełnie jak jak moje serce - rozdarte, nie do zszycia. A płyn przepływający przez moje gardło był równie gorzki co mój los. Nie ryzykując stłuczeniem kolejnej szklanki - piłem teraz prosto z butelki. Zimna ciecz, schłodzona w lodówce mroziła moje dłonie przez szklaną butelkę. Żaden ból nie jest mi już obcy... Zaśmiałem się pod nosem przypominając sobie ostatni wypad z Bellą na karuzele:
*- Jest złamana! Aaa, co robisz? Nie dotykaj! Zwariowałeś?
- Spokojnie, to tylko stłuczenie.
- Boli. Na pewno jest złamana. Nie mogę na niej stanąć, czaisz?! - Chciała być poważna, jednak zaraz wybuchła gromkim śmiechem. Cała Bel.
- Przytrzymaj się mnie. - Stanęła na lewej nodze, prawą uparcie trzymając w górze. Ostrożnie złapałem ją pod nogę i uniosłem.
- Co robisz?
- Jedziemy do lekarza. - Zaniosłem ją na rękach do samochodu i jak obiecałem - ruszyłem do szpitala. Dwie godziny w kolejce, kilka papierków w recepcji, cztery kubki kawy i trzy batony później wywołani zostaliśmy do gabinetu Dr Ivans'a.
.
- Zwykłe stłuczenie i tyle paniki? Panno Cabot, prawdziwe z pani dziecko. - Skwitował ją wesoło lekarz.*
Hmm... Jej udawane bóle... "połamane palce" - "pocałuj tu, bo boli". Haha, była taka śmieszna. Wymuszała ode mnie tyle miłości. Ale czy 'wymuszała' to dobre określenie? Sam chętnie ją tym darowałem.
Miała taki piękny uśmiech. Zastępowała nim wszystko, czego potrzebowałem: jedzenie, picie, tlen, słońce. Ona była moim słońcem, promyczkiem. Rozjaśniała wszystkie ciemne, szare dni. Oni mają rację - TAKĄ MUSZĘ JĄ ZAPAMIĘTAĆ. Taką zatrzymać w sercu.
Przechyliłem butelkę w nadziei, że jeszcze coś w niej znajdę, ale... 'Z pustego i Salomon nie naleje'. Ale po co? Ruszyłem do zdobionego barku umieszczonego w przedpokoju. Wiedziałem, że czeka tam na mnie spora kolekcja alkoholu. Od Brandy przez czystą wódkę, aż do Whiskey. Lubiłem czasem coś wypić. Lubiłem TERAZ coś wypić.Bella preferowała wino. Czerwone. Nalałem lampkę czerwonego trunku i jednym łykiem opróżniłem naczynie. Nie będę więcej pił. Dla Ciebie. Wiem, że tego nie lubisz. Nie lubisz, kiedy piję Whiskey, Brandy, nalewki... Od dzisiaj pije tylko symboliczną lampkę wina. Spojrzałem do góry, jakby mając nadzieję, że lepiej mnie usłyszy:
- Kochałem Cię! Kocham i będę kochał! Nie zapomnę o Tobie, przysięgam.
Chwiejnym krokiem, otumaniony alkoholem umysł doprowadził mnie na kanapę w salonie. Byłem tu miesiąc temu. Teraz to mój dom, nie nasz. Zanim wyjechaliśmy do domku na wsi - Bella poprała poduszki i fioletowe ułożyła po lewej stronie kanapy, a niebieskie po prawej. Dlaczego akurat takie? Bo to nasze ulubione kolory.
==Następnego dnia==
*Oczami [???]*
Oh, stoję już pod tymi drzwiami jakieś 2o minut, nie mniej. No bo co ja mam mu właściwie powiedzieć? 'Hej, muszę zobaczyć jak się trzymasz, czy wszystko w porządku i wgl. No to jak? Dobrze Ci się żyje?' Jezu, wpadłam w niezłą panikę. Przecież to miało być proste, zwykła przyjacielska przysługa. Wcisnęłam sznurówkę w czarnego Vans'a skąd przed chwilą sama sobie wyszła, poprawiłam granatową ramoneskę i ruszyłam ku brązowym drzwiom. Stanęłam 'twarzą w twarz' z drewnianą powłoką, która była jedną z dwóch rzeczy, które oddzielały teraz mnie i chłopaka. Tę drugą, jak nie trudno się domyślić była moja odwaga. A raczej jej brak. Po drugiej stronie usłyszałam szelest, więc w strachu zwinnie obróciłam się na pięcie i uciekłam na dwór.
- Uff, mało brakowało. - Powiedziałam sama do siebie i odetchnęłam z nieukrywaną ulgą. Spojrzałam na zegarek - dochodziła 11. Coraz więcej ludzi przewijało się przez wąski chodnik, na którym właśnie stałam. Wiele głów, fryzur, czapek, kapeluszy, ale to TE loczki szybko przykuły moja uwagę. Właśnie minęłam się z Harry'm. On właśnie się oddalał i jeśli nic nie zrobię, zrujnuję cały plan. Trudno, trzeba zaimprowizować. Auto. Popsute auto... Szybko dogoniłam chłopaka, który gnał OverStreet, prosto do lokalnego sklepiku. Chwilę później zniknął w jego wnętrzu. Idąc za nim krok w krok obmyśliłam prowizoryczny plan, ale szybko uświadomiłam sobie, że jest durny. No Demi, ty durna pacyno! Wszystko co teraz przychodziło mi do głowy do to jedynie pomysł z popsutym samochodem. Powróciłam zatem pod dom Styles'a i czekałam aż wróci... Czekałam...
*Oczami Harry'ego*
Wstając rano czułem ostry ból głowy i straszny głód. Obejrzałem się wokół i pokręciłem głową... Ten cały bałagan... Nie myśląc nawet o sprzątaniu, jakimkolwiek odświeżeniu się czy nawet przebraniu w czyste ubrania, zarzuciłem na siebie bluzę, ubrałem trampki i ruszyłem do sklepu. Wschodzące słońce nieźle poraziło moje niewyspane, przepite oczy. Wychodząc z ciemnej klatki schodowej było to jak przywalenie rozżarzoną jarzeniówką prosto w twarz. Kiedy dotarłem do sklepiku Pana Philippa uśmiechnąłem się i poprosiłem o tabletki przeciwbólowe. To było to, czego potrzebowałem. Niezaprzeczalnie. Niezgrabnym ruchem wygrzebałem drobne z kieszeni (o jakie szczęście, że coś przy sobie miałem, bo nawet nie pomyślałem o portfelu), wyłożyłem należne na ladę i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem ciche, nieśmiałe "szczere wyrazy współczucia. Przykro mi z powodu Panny Belli".
Szlag jasny by mnie trafił. Niemrawo uśmiechnąłem się i przytaknąłem głową na znak, że usłyszałem. Zacisnąłem lekko pięść, gniotąc w niej papierowe opakowanie z pastylkami. Szybkim krokiem udałem się do mieszkania ciotki, gdzie wiedziałem, że dostanę do zjedzenia coś ciepłego, dobrą radę... No i zrozumienie.
*- Jest złamana! Aaa, co robisz? Nie dotykaj! Zwariowałeś?
- Spokojnie, to tylko stłuczenie.
- Boli. Na pewno jest złamana. Nie mogę na niej stanąć, czaisz?! - Chciała być poważna, jednak zaraz wybuchła gromkim śmiechem. Cała Bel.
- Przytrzymaj się mnie. - Stanęła na lewej nodze, prawą uparcie trzymając w górze. Ostrożnie złapałem ją pod nogę i uniosłem.
- Co robisz?
- Jedziemy do lekarza. - Zaniosłem ją na rękach do samochodu i jak obiecałem - ruszyłem do szpitala. Dwie godziny w kolejce, kilka papierków w recepcji, cztery kubki kawy i trzy batony później wywołani zostaliśmy do gabinetu Dr Ivans'a.
.
- Zwykłe stłuczenie i tyle paniki? Panno Cabot, prawdziwe z pani dziecko. - Skwitował ją wesoło lekarz.*
Hmm... Jej udawane bóle... "połamane palce" - "pocałuj tu, bo boli". Haha, była taka śmieszna. Wymuszała ode mnie tyle miłości. Ale czy 'wymuszała' to dobre określenie? Sam chętnie ją tym darowałem.
Miała taki piękny uśmiech. Zastępowała nim wszystko, czego potrzebowałem: jedzenie, picie, tlen, słońce. Ona była moim słońcem, promyczkiem. Rozjaśniała wszystkie ciemne, szare dni. Oni mają rację - TAKĄ MUSZĘ JĄ ZAPAMIĘTAĆ. Taką zatrzymać w sercu.
Przechyliłem butelkę w nadziei, że jeszcze coś w niej znajdę, ale... 'Z pustego i Salomon nie naleje'. Ale po co? Ruszyłem do zdobionego barku umieszczonego w przedpokoju. Wiedziałem, że czeka tam na mnie spora kolekcja alkoholu. Od Brandy przez czystą wódkę, aż do Whiskey. Lubiłem czasem coś wypić. Lubiłem TERAZ coś wypić.Bella preferowała wino. Czerwone. Nalałem lampkę czerwonego trunku i jednym łykiem opróżniłem naczynie. Nie będę więcej pił. Dla Ciebie. Wiem, że tego nie lubisz. Nie lubisz, kiedy piję Whiskey, Brandy, nalewki... Od dzisiaj pije tylko symboliczną lampkę wina. Spojrzałem do góry, jakby mając nadzieję, że lepiej mnie usłyszy:
- Kochałem Cię! Kocham i będę kochał! Nie zapomnę o Tobie, przysięgam.
Chwiejnym krokiem, otumaniony alkoholem umysł doprowadził mnie na kanapę w salonie. Byłem tu miesiąc temu. Teraz to mój dom, nie nasz. Zanim wyjechaliśmy do domku na wsi - Bella poprała poduszki i fioletowe ułożyła po lewej stronie kanapy, a niebieskie po prawej. Dlaczego akurat takie? Bo to nasze ulubione kolory.
==Następnego dnia==
*Oczami [???]*
Oh, stoję już pod tymi drzwiami jakieś 2o minut, nie mniej. No bo co ja mam mu właściwie powiedzieć? 'Hej, muszę zobaczyć jak się trzymasz, czy wszystko w porządku i wgl. No to jak? Dobrze Ci się żyje?' Jezu, wpadłam w niezłą panikę. Przecież to miało być proste, zwykła przyjacielska przysługa. Wcisnęłam sznurówkę w czarnego Vans'a skąd przed chwilą sama sobie wyszła, poprawiłam granatową ramoneskę i ruszyłam ku brązowym drzwiom. Stanęłam 'twarzą w twarz' z drewnianą powłoką, która była jedną z dwóch rzeczy, które oddzielały teraz mnie i chłopaka. Tę drugą, jak nie trudno się domyślić była moja odwaga. A raczej jej brak. Po drugiej stronie usłyszałam szelest, więc w strachu zwinnie obróciłam się na pięcie i uciekłam na dwór.
- Uff, mało brakowało. - Powiedziałam sama do siebie i odetchnęłam z nieukrywaną ulgą. Spojrzałam na zegarek - dochodziła 11. Coraz więcej ludzi przewijało się przez wąski chodnik, na którym właśnie stałam. Wiele głów, fryzur, czapek, kapeluszy, ale to TE loczki szybko przykuły moja uwagę. Właśnie minęłam się z Harry'm. On właśnie się oddalał i jeśli nic nie zrobię, zrujnuję cały plan. Trudno, trzeba zaimprowizować. Auto. Popsute auto... Szybko dogoniłam chłopaka, który gnał OverStreet, prosto do lokalnego sklepiku. Chwilę później zniknął w jego wnętrzu. Idąc za nim krok w krok obmyśliłam prowizoryczny plan, ale szybko uświadomiłam sobie, że jest durny. No Demi, ty durna pacyno! Wszystko co teraz przychodziło mi do głowy do to jedynie pomysł z popsutym samochodem. Powróciłam zatem pod dom Styles'a i czekałam aż wróci... Czekałam...
*Oczami Harry'ego*
Wstając rano czułem ostry ból głowy i straszny głód. Obejrzałem się wokół i pokręciłem głową... Ten cały bałagan... Nie myśląc nawet o sprzątaniu, jakimkolwiek odświeżeniu się czy nawet przebraniu w czyste ubrania, zarzuciłem na siebie bluzę, ubrałem trampki i ruszyłem do sklepu. Wschodzące słońce nieźle poraziło moje niewyspane, przepite oczy. Wychodząc z ciemnej klatki schodowej było to jak przywalenie rozżarzoną jarzeniówką prosto w twarz. Kiedy dotarłem do sklepiku Pana Philippa uśmiechnąłem się i poprosiłem o tabletki przeciwbólowe. To było to, czego potrzebowałem. Niezaprzeczalnie. Niezgrabnym ruchem wygrzebałem drobne z kieszeni (o jakie szczęście, że coś przy sobie miałem, bo nawet nie pomyślałem o portfelu), wyłożyłem należne na ladę i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem ciche, nieśmiałe "szczere wyrazy współczucia. Przykro mi z powodu Panny Belli".
Szlag jasny by mnie trafił. Niemrawo uśmiechnąłem się i przytaknąłem głową na znak, że usłyszałem. Zacisnąłem lekko pięść, gniotąc w niej papierowe opakowanie z pastylkami. Szybkim krokiem udałem się do mieszkania ciotki, gdzie wiedziałem, że dostanę do zjedzenia coś ciepłego, dobrą radę... No i zrozumienie.
*Oczami [???]*
Szybko wróciłam pod klatkę schodową loczka. Pokręciłam się w jej okolicy jakieś 15 minut i wsiadłam do Land Rover'a stojącego na parkingu nieopodal. Przecież to nie wypali. Pożyczyłam ten samochód od kolegi. Kolegi mechanika. Auto jest po generalnym remoncie, a chłopak nie da się nabrać na to, że się zepsuło. W końcu to chłopak, oni znają się na rzeczy... Nie powiem też, że zabrakło mi paliwa, bo mam pełen bak. Jestem w kropce, na szybko nic nie wymyślę, a obiekt główny naszego planu zaraz tu będzie...
Jednak mijały minuty, a bruneta nadal nigdzie nie widać. Na pewno nie przeoczyłam momentu, kiedy wszedłby do klatki. Na pewno nie. Czerwony naręczny zegarek wskazywał czas o jakieś dwie godziny późniejszy, a jego ani słychać ani widać. Kurde! Najwyraźniej nie poszedł do sklepiku tylko po ranne, codzienne zakupy. Pewnie poszedł do ciotki. Szkoda tylko, że nie zostałam uprzedzona o takiej możliwości... Prawie cztery godziny czekania na marne. Jestem głodna, spragniona i wyzuta z jakichkolwiek pomysłów na dalsze działanie. Następny plan musi być obmyślony. Zapięty co do guzika. Zamknęłam drzwi masywnego samochodu, przekręciłam kluczyk w stacyjce i wycofałam z parkingu. Co do guzika. Zapięty co do guzika...
~~ Lots Of Love <3
Szybko wróciłam pod klatkę schodową loczka. Pokręciłam się w jej okolicy jakieś 15 minut i wsiadłam do Land Rover'a stojącego na parkingu nieopodal. Przecież to nie wypali. Pożyczyłam ten samochód od kolegi. Kolegi mechanika. Auto jest po generalnym remoncie, a chłopak nie da się nabrać na to, że się zepsuło. W końcu to chłopak, oni znają się na rzeczy... Nie powiem też, że zabrakło mi paliwa, bo mam pełen bak. Jestem w kropce, na szybko nic nie wymyślę, a obiekt główny naszego planu zaraz tu będzie...
Jednak mijały minuty, a bruneta nadal nigdzie nie widać. Na pewno nie przeoczyłam momentu, kiedy wszedłby do klatki. Na pewno nie. Czerwony naręczny zegarek wskazywał czas o jakieś dwie godziny późniejszy, a jego ani słychać ani widać. Kurde! Najwyraźniej nie poszedł do sklepiku tylko po ranne, codzienne zakupy. Pewnie poszedł do ciotki. Szkoda tylko, że nie zostałam uprzedzona o takiej możliwości... Prawie cztery godziny czekania na marne. Jestem głodna, spragniona i wyzuta z jakichkolwiek pomysłów na dalsze działanie. Następny plan musi być obmyślony. Zapięty co do guzika. Zamknęłam drzwi masywnego samochodu, przekręciłam kluczyk w stacyjce i wycofałam z parkingu. Co do guzika. Zapięty co do guzika...
~~
No czeeeść ^_^
Witam po dłuugiej przerwie. Nie będę się tłumaczyć dlaczego tak późno, bo to najpewniej najmniej Was interesuje xd
Proszę o jakiś komentarz, jeśli podobał Wam się rozdział, a jeśli nie.... To też coś po sobie zostawcie ;b
Do następnego! Xx
Witam po dłuugiej przerwie. Nie będę się tłumaczyć dlaczego tak późno, bo to najpewniej najmniej Was interesuje xd
Proszę o jakiś komentarz, jeśli podobał Wam się rozdział, a jeśli nie.... To też coś po sobie zostawcie ;b
Do następnego! Xx
~~ Lots Of Love <3
Jej pierwsza :***
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Zastanawia mnie kto to ta "???" Cały ten rozdział to zagatka :D Czekam nn i życzę dużo weny.
Zapraszam na mojego bloga http://the-madness-of-one-direction.blogspot.com/
Świetne to ff :3 Znalazłam je przed chwilą i jest niczym zagadkowy raj dla mojego umysłu :) Pozdrawiam cię życzę dużo weny i mam nadzieję że za niedługo nowy rozdział :) Zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńwhoiam-niallhoran.blogspot.com/
Ouu upss, haha. Jestem ciekawa dalszej części xd
OdpowiedzUsuńSwoją drogą... Dłuższy ten rozdział niż pozostałe - możesz takie robić, hahahahsss ;p
Weny! ♥
/ Carrie
Nominuję twój blog do Liebster Award więcej na moim blogu---------->http://you-are-magic-zaynmalik.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJa również nominuję Cię do LBA! :3 Jeśli zechcesz odpowiedzieć, to zapraszam -----> http://my-fucking-life-fanfiction.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-awards.html
OdpowiedzUsuń