niedziela, 21 września 2014

Chapter IV

 
"A echo samotności rozejdzie się po pustym domu. Nie życzę tego uczucia naprawdę nikomu"


Obudziłem się następnego dnia, kiedy to wreszcie dotarło do mnie, co się tak na prawdę stało. Ona nie żyła. Niestety, smutne, ale prawdziwe. Nadal targały mną silne emocje, powoli już uspokajając się rozmyślałem co będzie dalej. Mijały dni, noce... Nic się nie zmieniało. Ta sama pustka, ta sama gorycz. Nudne, szpitalne, poukładane według pór dnia życie. Rano tabletki, w południe kroplówka, wieczorem kolejne pastylki, pigułki, zastrzyki.

*Parę dni później* 

Leżałem tak w pustej sali odbijając myśli od czterech ścian. Próbowałem poskładać je w jeden wątek. Wątek, który najbardziej by mi odpowiadał, jednak było to zupełnie niemożliwe, bo brakowało mi jednego elementu.
Pielęgniarki przychodziły, odchodziły. Podawały jakieś lekarstwa. Na ból, uspokojenie... Totalne otępienie. Ale do cholery - jestem facetem. Dam sobie radę. Dlatego pewnego dnia odłączyłem te zjebane kabelki, pozbierałem swoje rzeczy i postanowiłem na własne żądanie wyjść ze szpitala. W progu natknąłem się na ciotkę Dafne:

- Widzę, że zaczynasz w końcu kontaktować. Jest lepiej... Albo i nie. - Spojrzała na spakowaną torbę. - Co Ty u licha znowu wymyśliłeś?
- Nie wytrzymam tutaj ani dnia dłużej i wiedz, że ani Ty ani Ci marni lekarze nie zatrzymają mnie tu.
- Siłą. - Powiedziała kończąc to co miałem zamiar powiedzieć.
- Nawet, albo zwłaszcza siłą. - Nadymałem się widząc minę ciotki. Była jakaś zbyt łagodna. Wydawała się podejrzana. Ubrana w czarną garsonkę, przez barki przerzuciła czarny szal, a jej głowę zdobił ciemny kapelusz. Rozchyliła skrzyżowane przed chwilą ręce, na znak, że nic ją to nie interesuje.
- Rób co uważasz za słuszne. - Wzruszyła ramionami.
- Za słuszne uważam, wybranie się na pogrzeb ukochanej osoby.
- Umm, tak. Rozmawiałeś już z lekarzami?
- Zaraz to zrobię.


*Oczami ciotki*

Przekraczając próg szpitala wiedziałam, że mogę go tam nie zastać albo odwrotnie, tyle tylko, że ze spakowaną torbą i jak myślałam tak się stało.
Uważam... Nie, nic nie uważam. Z jednej strony - przydałby mu się odpoczynek, ale z drugiej - jest z nim już wszystko dobrze. Powinien uczestniczyć w pogrzebie. Rozmawiałam z psychologiem. Delikatnie powinnam mu powiedzieć, że Bella została skremowana, że nie ujrzy jej ciała. Nie pożegna się tak, jak na to liczy. Wiem, to wszystko jest takie ciężkie, ale pozbiera się. Wierzę w niego. Jest taki młody, jeszcze wiele przed nim.
Bella nie była moją rodziną, jednak postanowiłam przywdziać ciemne ciuchy. To pewnego rodzaju okazanie szacunku dla zmarłej.
Siedząc teraz na szpitalnym łóżku i machając przemęczonymi, przepracowanymi już nogami, jak mała dziewczynka - w tył i w przód - zagłębiałam się w myślach. A co jeśli wszystko się kiedyś wyda? Czy Harry mnie znienawidzi? Czy znienawidzi nas wszystkich. Łezka, która przed chwilą napłynęłam do mojego oka, zawirowała w nim parę razy i spłynęła delikatnie po zmarszczonym policzku... W tym momencie do sali wszedł lekarz z niezadowoloną miną. Za nim podążał zdeterminowany chłopak. Szybko przetarłam wierzchem dłoni wilgotną skórę twarzy.

- No cóż... - zaczął lekarz i po namyśle dodał - skoro już nawet pani próbowała przekonać młodzieńca do pobytu w szpitalu i to również nie poskutkowało, zmuszony jestem wręczyć mu te papiery. - Do rąk Harry'ego powędrowały kartki spięte spinaczem. - Rozumiem, że za priorytet uważasz, sprawy związane z pożegnaniem narzeczonej, jednakowoż zdrowie uważam za rzecz wartą pośw... - Zauważając cyniczny uśmieszek loczka, spuścił wzrok i urwał w połowie zdanie, podając mu długopis. Wiedział, że już wiele nie wskóra. Spojrzałam na niego i kiwnięciem głowy dałam mu do zrozumienia, że jest to dla Hazzy w pełni zrozumiałe, jednak woli pozostać przy swoim.

- Dokładnie przeczytaj, skarbie. - Rzuciłam do chłopaka pochylonego nad stolikiem i wertującego wszystkie kartki w poszukiwaniu wolnych luk, w których ma umieścić swój podpis, na znak, że rozumie ryzyko związane z wyjściem ze szpitala na własne żądanie. Nic nie odpowiedział, jego myśli krążyły teraz pewnie gdzieś w kosmosie, nieznanych przestworzach...

*Oczami Harry'ego*

Wchodząc do sali widziałem jak ciotka przeciera polik. Chyba płakała. Hm, pewnie tak. Czy powinno mnie to obchodzić? Nie wiem. W każdym razie teraz najważniejsze było dla mnie podpisanie tych cholernych regułek, długich zawiłych zdań i odebranie wypisu. Raz po raz przekładałem kartki w poszukiwaniu końca. Jeszcze jedna parafka i o! Nareszcie. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na ciotkę:

- To czym wracamy do domu? Nie mogę nigdzie znaleźć kluczyków do auta. - Próbowałem się rozluźnić i zażartować, choć wcale nie było mi do śmiechu.
- Nie mogłeś, bo twój samochód został skasowany. Wracamy metrem. - Przewróciłem oczami i spuściłem wzrok na buty. - Możemy pieszo, ale patrząc na tę torbę... Nie wiem czy chciałbyś ją ciągnąć aż do PoolStreet 21. - Wytrzeszczyłem oczy słysząc to zdanie.
- Dokąd?
- Nie możesz wrócić sam do pustego mieszkania. Pomyśl, wszystko będzie ci przypominać o niej. Każde pomieszczenie, każde zdjęcie, ubranie.
- To nie jest rozwiązanie! Nie chcę o niej zapominać, chcę się przyzwyczaić do życia bez niej. Utrudniasz mi to!
- Chcę tylko, żebyś na jakiś czas zamieszkał ze mną. PoolStreet jest 20 min od twojego domu. Jeśli tylko będziesz coś potrzebował, pojedziemy po to. Nie martw się, niczego ci nie zabraknie.
- Pomijając fakt, że będę mieszkał sam, wszystko będzie jak dawniej. Obiecuję, że wszystko będzie w porządku, jeśli tylko cię to uszczęśliwi to... obiecuję. - Upewniłem ją kładąc rękę na ramieniu.
- W razie czego, wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Tak, wiem. - Rzuciłem na odczepne i złapałem za torbę. Była naprawdę ciężka. Trochę się tego nazbierało. Wychodziliśmy już z budynku, kiedy za klamkę złapała szczupła, niebieskooka szatynka. Znaki szczególne? Uroda Belli... Posiadała urodę Belli...


~~

Czeeeejść i czołem ! :)
Spotykamy się dzisiaj, tu i teraz, na rozdziale czwartym, oo tak! xd
Nie no ale bez żartów - spóźniłam się. I know, I know. Przepraszam. :)

Dziękuję za komentarze. Te, które daliście i te, które - mam nadzieję - zostawicie pod tym postem  ♥
Do zobaczenia !


~~ Lots Of Love <3

3 komentarze:

  1. Uwaga! Pezz nadchodzi! XD
    Moja reakcja jak zobaczyłam nowy rozdział:
    Wielki banan na twarzy i "Doczekałam się" :D
    Rozdział... Wow ♥
    "A co jeśli wszystko się kiedyś wyda?" - Ekhem, co? :O
    Chcę dalej! OMG ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie ^.^ Przecudownie napisane <3 Czekam na więcej, więcej, więcej, więcej i więcej :D <3

    Dawniej Phoenix, teraz Skyler :D

    OdpowiedzUsuń